#14 Polsko-szwedzkie opowieści na ciut fajniejsze Święta

by Ola Olsson


Przyjrzyjmy się, czy możemy ten zimowy świąteczny czas spędzić inaczej niż zwykle. I zastanówmy, z jakich elementów chcemy sobie te Święta zbudować, by był to po prostu miło spędzony czas.

Polsko-szwedzkie Święta – zapis odcinka

„Kevin sam w domu”, plus sześć stopni na dworze i krzywo pokrojone warzywa do sałatki jarzynowej – w skrócie – Święta! Ale co się wcześniej trzeba naszukać prezentów, nasprzątać w domu i jeszcze zagotować nie raz w kuchni.

I właśnie, okres przedświąteczny może być często stresujący i w biegu przygotowań, możemy zapomnieć sami o sobie. Można zapomnieć dodać sody do pierniczków, można zapomnieć kupić kulki do karmienia ptaków, jednak o sobie i o swoim samopoczuciu warto pamiętać. Dawniej nie było to dla mnie takie oczywiste, ale mieszkając w Szwecji zobaczyłam jak tam wyglądają Święta, jak świąteczną atmosferę buduje się często jeszcze przed pierwszym grudnia i jak przede wszystkim, dba się o swój komfort i o dobry nastrój.

Więc drodzy słuchacze dziś ja, Ola Olsson, właśnie o tych polsko-szwedzkich świątecznych zwyczajach opowiem Wam w czternastym odcinku podcastu „Mówię jak zdrowo” – miejscu, w którym usłyszycie inspirujące rozwiązania, by żyć smaczniej, zdrowiej i po prostu przyjemniej.

Święta inne niż zwykle

W tym roku Święta pewnie będą wyglądały inaczej. Zresztą już Wielkanoc dla wielu z nas była inna niż w poprzednich latach.

Ja nie mogłam się spotkać z bliskimi w Polsce, więc dla nas, dla naszej rodziny były to takie typowe Święta online. Malowaliśmy jajka na Skajpie, a muszę Wam powiedzieć, że nie było to łatwe, bo jednak otwarcie sześciu okienek i w jednym z nich była dwójka małych dzieci, to jest jednak dosyć duże wyzwanie. Natomiast dawało nam to ogromną frajdę, bo potem cieszyliśmy się z tego, jak wyglądały nasze pisanki i nasze dekoracje. To był taki najbardziej tradycyjny Wielkanocny moment.

No więc Święta spędzałam z bliskimi w Szwecji, a konkretniej z naszymi sąsiadami Polakami. Wcześniej wspólnie ustaliliśmy, co przygotowujemy i jak wyobrażamy sobie te Święta, jak chcemy te Święta zaplanować. Miałam czas i możliwość by nieco poszaleć w kuchni, no i też chciałam przełamać tradycje kulinarne. Robiłam więc potrawy po swojemu, ale nie rezygnowałam z celebracji.

Nikt z nas nie rezygnował z celebracji, bo wszyscy ubraliśmy się odświętnie, mieliśmy ładne dekoracje, oczywiście świąteczną zastawę, serwetki, żonkile i rzeżuchę na stole. A jednocześnie na naszym szwedzkim stole pojawiły się nieco mniej Wielkanocne dania, czyli obok sałatki jarzynowej i żurku stał też np. łosoś glazurowany sosem Jack Daniel’s i kurczak z mango i żurawiną. Pyszne!

No to, skoro wiosną wielu z nas mogło gotować i spędzać ten świąteczny czas tak bardziej po swojemu i wybierać tradycje, które nam odpowiadają, to może przyjrzyjmy się czy, i teraz możemy ten zimowy świąteczny czas spędzić inaczej niż zwykle. I zastanówmy się, z jakich elementów chcemy sobie te Święta zbudować, by był to po prostu miło spędzony czas.

Ale zanim do tego przejdziemy, przyjrzyjmy się…

Dlaczego w ogóle Święta mogą nas stresować?

Nie pamiętam, ale z opowieści wiem, że w swoją pierwszą gwiazdkę jako raczkujące niemowlę, ściągnęłam na siebie choinkę z telewizora. Z całym przybytkiem, światełkami, bombkami i całą resztą. I powiem Wam, to pewnie i tak były moje najspokojniejsze Święta.

Bo im byłam starsza, tym więcej rzeczy wydawało mi się stresujących. Bo przecież powinno być tak magicznie, tak wyjątkowo i trzeba poszukać odpowiednich prezentów. A w dodatku trzeba nagotować jak dla wojska i to takie posiłki, których normalnie w roku się nie je. Moja mama raz zrobiła karpia latem. Mamo nie obraź się, no ale taki karp w lipcu to nie wchodzi. To nie jest jak jedzenie pączka poza tłustym czwartkiem, a bardziej jak jedzenie styczniowych truskawek z supermarketu.

Kilka lat temu ze zdumieniem odkryłam, że właściwie Święta nie muszą być stresujące. Bo wiele zależy od nas, od tego jak podejdziemy do tematu Gwiazdki i świątecznych przygotowań.

A jeśli mówimy o przygotowaniach, to nie sposób nie wspomnieć o prezentach.

Prezenty

Przyznam Wam się, że jeszcze parę lat temu okrutnie stresowały mnie prezenty.

Bo dręczyły mnie takie myśli, że nie mam pomysłu, albo, że kupię coś, co będzie nietrafionym prezentem – nie spodoba się, będzie się komuś kurzył w domu, albo ktoś odda, sprzeda, wyrzuci… w ogóle pozbędzie się tego, bo będzie mu się prezent nie podobał. A jak już znalazłam coś fajnego, to sobie myślałam: ale czy nie jest to za tani prezent, albo za drogi? Bo może za dużo pieniędzy wydam na prezenty dla wszystkich, a i tak się nie spodobają? No i dręczyło mnie odwieczne pytanie: „co kupić tacie?”

Teraz stresuje mnie tylko to ostatnie, bo tata jak coś chce, to nie patrzy, że jest listopad i może poczeka do gwiazdki, żeby dzieci miały łatwiej w kupowaniu prezentów. No tak lekko to nie ma. Po prostu zgłasza się do działu inwentaryzacji, czyli do mamy, no i klops, potencjalny prezent przychodzi za kilka dni do paczkomatu.

Różne sposoby dawania prezentów

I tak to jest u nas w domu rodzinnym, że od kilku lat rozmawia się o różnych sposobach obdarowywania prezentami np. o losowaniu jednej osoby, której zrobimy prezent. Z jednej strony no smutne, bo nadal nie doszliśmy do porozumienia i na gadaniu się kończy. A z drugiej strony, to super, bo wcześniej prezenty były owiane tajemnicą, cicho sza… ciiii, n i e w y m a w i a ć. Tajemnica taka sobie z tego była, bo zawsze z rodzeństwem wypytywaliśmy siebie nawzajem i zdawaliśmy raport mamie, ale no dobra, była to jakaś niespodzianka.

I może przyjdzie taki dzień, ta wiekopomna chwila, że będziemy losować kto komu robi prezent. Albo, że przy jakichś odwiedzinach tata znad kawałka sernika powie „bleee, rodzinki” (zawsze tak mówi), a zaraz potem doda „przydałaby mi się nowa maszynka do golenia”.

Bo myślę, że warto takie rzeczy przegadać. I na przykład ustalić jakieś limity finansowe, po to, aby nie stresować się, tak jak ja dawniej, kupnem prezentu i później nie mieć tych myśli: czy nie jest za tani, za drogi, albo czy nie wprawimy kogoś naszym prezentem w zakłopotanie.

Worek z prezentami

Całkiem ciekawy sposób na obdarowywanie prezentami mają nasi znajomi w Szwecji, którzy w rodzinie umawiają się, że każdy kupuje jeden uniwersalny prezent, taki do 200 koron, to jest jakieś 85 zł. I każdy ten kupiony i spakowany przez siebie prezent wkłada do wielkiego worka, a potem przychodzi Tomte, czyli Mikołaj, i rozdaje każdemu losowo po jednym prezencie. Żaden prezent nie jest podpisany, nie posiada żadnej etykietki, więc jest to taki typowy łut szczęścia. Z reguły są to jakieś śmieszne rzeczy do domu, kosmetyki, czy jedzenie. I nie liczy się, co kto dostanie, bo mają przy tym tyle radochy, że nie da się tego przeliczyć na złotówki. Ani nawet na korony.

I w ogóle w Szwecji to nie święty Mikołaj daje prezenty, ale bliscy sobie nawzajem. I już nawet dzieci wiedzą, że Mikołaj tylko rozdaje to, co inni dla nas przygotowali. Zdarza się, że przychodzi do domu, sięga po prezenty pod choinką, a potem po prostu czyta etykietkę: „Wesołych Świąt Sven, życzy babcia i dziadek”. Mikołajowi pomaga natomiast Nisse, mały skrzacik.

Kim jest pomocnik Mikołaja, czyli Nisse?

Ten skrzat z reguły pomieszkuje, a można nawet powiedzieć zimuje w domach, w których mieszkają dzieci. Ma swoje małe drzwiczki na ścianie jak myszki w bajkach, i to są drzwi do jego domu. I teraz będzie część praktyczna, więc proszę zasłonić dzieciom uszy.

Zestaw Nisse, a konkretniej drzwi Nisse, to coś, co w ostatnich latach zyskało niezwykłą popularność w Szwecji. W skład zestawu wchodzą małe drzwiczki, drabinka i kilka gadżetów jak skrzynka na listy i buty Nisse czy worek z prezentami. A duży plus tego zestawu jest taki, że nie ma w nim samego skrzata Nisse, więc się nie zgubi jak jakiś ludzik Lego. Można taki zestaw zrobić samemu, a można też kupić, bo to jednak inwestycja na kilka lat, a ceny zaczynają się już od mniej więcej dwudziestu złotych.

Drzwiczki instaluje się bezpośrednio nad listwą podłogową i montuje małą drabinkę, żeby Nisse miał jak wyjść i zejść na podłogę, a dookoła ustawia dodatki np: mocuje się skrzynkę na listy, stawia małe buciki, czasami jakąś małą choineczkę. Zdjęcie domku Nisse znajdziecie na Instagramie wiemjakzdrowo.

Nisse psotnik – pomocnik

 Z jednej strony pomaga Mikołajowi, a z drugiej… no szykuje pewne małe niespodzianki dla współdomowników. Każdego dnia od pierwszej niedzieli adwentu, dzieci zrywają się z samego rana, żeby zobaczyć, co ten mały skrzat Nisse tym razem napsocił. Czasem zawiąże im sznurowadła, czasem udekoruje muszlę klozetową albo zrobi z rolek papieru toaletowego i marchewki bałwana, a innym razem zje zostawione ciasteczka i zostawi tylko okruchy. Bo wiadomo, że to przecież Nisse, bo któż inny by je zjadł, no przecież nie mama. Poza tym, często rano można zobaczyć ślady butów odciśniętych w mąkośniegu, które Nisse zostawia pod swoim domkiem.

No i jakiś czas temu mój mąż wpadł na to, by Nisse zamieszkał u moich siostrzenic. Odpowiedziałam mu, że w Polsce Nisse nie mieszka. Zdziwił się strasznie i zapytał: „cooo? To kto pomaga Mikołajowi?”.

Natomiast bez wątpienia Nisse mieszka w Szwecji i sam skrzat oraz jego psikusy, to jest coś, co tworzy świąteczny klimat każdego dnia.

Mikołaj, którego nie widać, a jest

Tymczasem w Polsce lat dziewięćdziesiątych, w moim rodzinnym domu, zawsze pokazywał nam się Mikołaj. To znaczy nigdy go nie widzieliśmy, ale widzieliśmy na przykład zaparowaną szybę drzwi balkonowych, czuliśmy lekki chłodek w pokoju, a pod choinką ni stąd ni zowąd pojawiały się prezenty. Oho, Mikołaj tu był!

Zresztą, Mikołaj zawsze wiedział kiedy mieliśmy akurat dużo ważnych rzeczy do roboty na przykład budowanie wieży z klocków w drugim pokoju i właśnie wtedy do nas przychodził. Nie przychodził jak mieliśmy nosy wlepione w okna wciśnięci za choinkę, tylko wtedy, kiedy byliśmy zarobieni.

Pewnego razu napisałam list do Mikołaja na komputerze taty w programie Word. Następnego dnia Mikołaj mi odpisał CZERWONĄ CZCIONKĄ! No to wiadomo, że to Mikołaj odpisał, jak czerwoną czcionką. I to zawsze był taki magiczny element przedświąteczny.

„Co chcesz dostać pod choinkę?”

Ale spójrzmy na nieco bardziej przyziemne aspekty, również kwestię dawania prezentów. Ja często dostawałam pytanie: „co chcesz dostać pod choinkę?”. Takie pytanie zawsze wprawiało mnie nieco w zakłopotanie. Chyba też nigdy nie traktowałam tego jakoś poważnie. Ale kiedy zaczęłam to pytanie dostawać w Szwecji, to stało się dla mnie jasne, że Szwedzi pytają serio i oczekują odpowiedzi tu i teraz. Tam nikt nie robi podchodów, nie stara się czytać między wierszami, czekać czy przypadkiem się nie wygadam co bym chciała dostać.

I to nie jest tak, że ludzie w Szwecji po usłyszeniu pytania o to, co by się chciało dostać, ubierają okulary, rozwijają pergamin i po odchrząknięciu, zamlasknięciu, czytają swoją listę. Bardziej prowadzi się rozmowę, że coś się ostatnio widziało, albo czytało, albo na przykład chce przeczytać.

Jak komuś powiedzieć, jaki prezent sprawiłby nam radość

No i czasami warto podpowiedzieć komuś, co byśmy chcieli dostać. Można na przykład zostawić gazetę z zakładką i małym uśmiechem przy produkcie, który sprawiłby nam radość. Można. Można wziąć gazetkę Lidla i zaznaczyć uśmieszkiem i choinką np. patelnię. Ale można też wpleść temat w rozmowę, że coś by nas ucieszyło, jeśli byśmy znaleźli to pod choinką.

Ja, w przeciwieństwie do mojego taty, który kupuje rzeczy od razu, od października wstrzymuję się z zakupami, bo może akurat się wygadam i dostanę to na Święta. A często i tak nie dostaję. 

A wystarczyłoby żebym powiedziała komuś w rodzinie, że jak ktoś ma problem z prezentem dla mnie, to byłoby mi miło, gdybym dostała to i to. Każdy ma w rodzinie właściwą osobę, która puści tę informację dalej, niczym Kleczkowska dobrą plotkę w Złotopolicach.

Świąteczny nastrój

Temat prezentów z pewnością buduje świąteczny nastrój, ale często słyszę od moich bliskich, że nie czują klimatu Świąt. Powiem Wam, że nie dziwię się, bo oglądamy te reklamy a tam cudowne światełka, śniegu nasypane po kolana, ale cały czas ciepło. I te piękne i długie reklamy Apartu, podczas gdy za oknem szaro, mokro i plus pięć stopni.

To, co buduje świąteczny klimat to małe gesty na co dzień czyli na przykład kalendarz adwentowy z drobnymi upominkami. W tym roku z rodzeństwem i rodzicami dostaliśmy od naszych małych siostrzenic wspaniały kalendarz adwentowy. To taki kalendarz w postaci pudełka z papierowymi torebeczkami na każdy dzień. I każda torebka ma swój numer i zawiera jakiś mały prezent np. czekoladkę, świeczkę czy torebkę budyniu. Wysyłamy sobie zdjęcia i filmiki i pokazujemy co dostaliśmy, i to sprawia ogromną frajdę naszym siostrzenicom. Ale też sami się cieszymy, że codziennie coś zaskakującego na nas czeka i że ktoś o nas pomyślał. Aż mi się łza wzruszenia w oku zakręciła.

Podobnie świąteczny klimat buduje się w Szwecji. Jeśli słuchaliście lub czytaliście zapis podcastu o tym co mnie zaskoczyło w Szwecji, to być może kojarzycie, że mówiłam, że Szwedzi uwielbiają świętować. A świętowanie rozpoczynają na przełomie listopada i grudnia, na cztery niedziele przed Gwiazdką.

W Szwecji tę pierwszą niedzielę nazywa się Första advent, czyli pierwszy adwent, a potem co niedzielę obchodzi się drugi, trzeci i czwarty. Stałym elementem dekoracji są świeczniki na 4 świece i w pierwszą niedzielę odpala się pierwszą, w drugą pierwszą i drugą, czyli dwie świeczki, potem trzy i na końcu cztery. Wiele osób daje sobie jakieś niewielkie upominki w te adwentowe dni np. pierniczki czy uwielbianą w Szwecji przyprawę czyli szafran.

Dzień Świętej Łucji czyli Luciadag

I ten szafran również jest potrzebny do zrobienia bułeczek zwanych Lussebulle. To takie szafranowe zawijańce drożdżowe, które przypominają trochę poziomy znak nieskończoności z rodzynką w środku. Dniem, w którym są najbardziej popularne, bo popularne są przez cały grudzień, ale jest jeden taki dzień, w którym dzieci rano przynoszą rodzicom te bułeczki i świeżo zaparzoną kawę. Jest to dzień Świętej Łucji, który przypada 13 grudnia i nazywa się Luciadag. Teraz nie jest to tak popularne, ze względu na pandemię, ale dawniej można się też było takimi bułeczkami poczęstować po koncertach z okazji tego święta, z okazji Luciadag, i na przykład takie koncerty odbywały się w szkołach, przedszkolach, kościołach, a często nawet dla pacjentów, w szpitalach.

Więc już mamy kolejny grudniowy dzień, który się celebruje i który wprowadza w świąteczny klimat. I jeśli dodamy spotkania na pieczenie pieprzowych pierniczków (bez grama pieprzu w składzie, to są pierniczki takie typowo korzenne), dodamy też adwentowe niedziele i codzienne odwiedziny skrzata Nisse, to w efekcie mamy fajną atmosferę przez cały grudzień i brak takiego oczekiwania na ten dzień jeden w roku, bo każdy dzień jest jakoś mniej lub bardziej świętowany.

Dekoracje, które budują atmosferę

A w Szwecji nieodłącznym elementem dekoracji jest światło. Wiele domów ma jakieś niewielkie światełka cały rok, ale grudzień z pewnością przynosi najwyższe rachunki za prąd. Świąteczne dekoracje ozdabiają niemal każde okno i pal licho, że na dworze bardziej luty niż grudzień. Dekoracje świąteczne są raczej stonowane, takie estetyczne, o ciepłym, żółtym świetle i rzadko spotkamy migoczące zielono-czerwone czy niebieskie dekoracje.

Świąteczną atmosferę da się wyczuć i na ulicach i oglądając telewizję czy słuchając radia. Bo na przykład jedna z bardzo popularnych stacji radiowych od pierwszej niedzieli adwentu puszcza tylko świąteczne przeboje. I są to utwory zarówno po szwedzku, jak i po angielsku, i takie, od których łza nam się może zakręcić, bo się wzruszymy i takie, które wywołują uśmiech na naszej twarzy i czasami mamy ochotę nawet tupnąć nóżką.

Wszędzie wszyscy dookoła życzą sobie wesołych Świąt, tak naprawdę już od pierwszego adwentu, a co niedzielę dobrych dni adwentu. I to jest tak naturalne, jak powiedzenie „do widzenia” przy wyjściu ze sklepu. Nikt się nie zastanawia: czy już można, tak? Powiedzieć „wesołych Świąt”? Bo np. jest drugi grudnia, a pogoda szarobura. Tam po prostu dodaje się to jako taką część pożegnania. Albo powitania – też może być.

(nie)perfekcyjne Święta

Inną rzeczą, którą też widać w Szwecji, jest odchodzenie od perfekcji i pokazywanie świątecznych wpadek na przykład w reklamach.

Ja bardzo lubię takie reklamy, gdzie pokazują mandarynkę strzelającą w oko podczas obierania, albo przypalone kulki mięsne, bo w wielu domach te Ikeowskie przysmaki je się również na Święta. Albo też osobę, która nie może zapakować prezentu, bo ma za mało papieru i próbuje przestawić go z każdej możliwej strony. Albo kogoś, kto ma mało miejsca na bileciku, by się podpisać i musi robić zawijas, bo 75% zajmuje słowo God Jul, czyli wesołych Świąt.

Więc tak naprawdę mniejszą uwagę zwraca się na to, żeby było pięknie, idealnie i magicznie, a większą na to, żeby po prostu się spotkać, spędzić jakoś czas i żeby się tymi Świętami nie stresować.

No i właśnie na spotkania umawiają się też znajomi czy rodzina jakoś na początku grudnia i wspólnie piją glögg, czyli grzańca, to jest w formie i alkoholowej, i bezalkoholowej, ale też wspólnie pieką wspomniane pieprzowe pierniczki. Zdarza się, że wspólnie przygotowują jedzenie na Święta. I choć nie jest to nic wymyślnego, to są to potrawy typowo świąteczne. No bo przecież nie o to chodzi, żeby się w kuchni nastać nie wiadomo ile, a o to żeby po prostu miło spędzić czas.

To, co jest naprawdę ważne w Świętach

Mam wrażenie, że Szwecji to jest taki właśnie priorytet, by Święta spędzić razem, na otaczaniu się przysmakami i dzieleniu tymi smakami z bliskimi, a także o takie zwolnienie i znalezienie chwili dla siebie.

Te Święta spędzam w Polsce, ale zapewne przemycę kilka szwedzkich tradycji i Wam też polecam te takie mały sposoby na fajniejszy przedświąteczny i świąteczny czas, a przede wszystkim zachęcam by cieszyć się czasem i budować sobie swoją własną świąteczną atmosferę.

Nieważne, czy jecie w Wigilię barszcz z uszkami czy grzybową, czy rybę czy naleśniki z twarogiem, najważniejsze, to świętować w taki sposób, który sprawi nam przyjemność.

Drogie słuchaczki i drodzy słuchacze, to jest ostatni odcinek podcastu w tym roku.

Bardzo Wam dziękuję, że wysłuchaliście do tego momentu i posłuchaliście co nieco o szwedzkich zwyczajach świątecznych. Mam nadzieję, że niezależnie od tego jak, gdzie i z kim spędzicie te Święta, będzie to czas miło spędzony, kiedy znajdziecie tę chwilę także dla siebie, a może po to, żeby poleżeć przed telewizorem i obejrzeć kilka odcinków serialu, a może po to, żeby ugotować sobie coś pysznego. Dbajcie o siebie i spędźcie te Święta dokładnie tak, jak Wam się to wymarzy.

A to był czternasty odcinek podcastu „Mówię jak zdrowo”. Dziękuję za dziś i do usłyszenia w niedalekiej przyszłości. A żegnam się z Wami tradycyjnie słowami hej då, czyli „cześć” i dodaję God Jul – Wesołych Świąt!

Podobne wpisy

Wykorzystujemy pliki cookies, które są niezbędne dla prawidłowego działania strony. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookies w Twojej przeglądarce Zamknij